12 listopada

Bohemian Rhapsody - niezależnie od tego czy znasz Queen czy nie, powinieneś to obejrzeć


Zdecydowanie nie mogę siebie nazwać fanką nr.1 ani nawet nr.100 zespołu Queen. Daleko mi do daty kiedy królowali na scenie, ale uwielbiam ich piosenki. To chyba przez mojego tatę, który często słuchał ich muzyki z kasety w samochodzie. Nie znałam ich życiorysu ani nawet najważniejszych rzeczy z życia Freddiego. Mimo to miałam wielką chęć zobaczyć ten film w kinie, posłuchać tej muzyki i miałam nadzieję, że poznam członków zespołu i etapy powstawania najważniejszych piosenek. To co zobaczyłam i usłyszałam przeszło moje oczekiwania. 

Mini spojler dla nieznających tak dobrze życia Mercurego:
Zanim obejrzałam film wiedziałam, że Freddie za szybko umarł, ale myślałam, że to od przedawkowania narkotyków (tak jak większość artystów, którzy za szybko odeszli). I tu się zdziwiłam, gdy zobaczyłam na ekranie Freddiego całującego się z mężczyzną. Umarł przez AIDS. Dowiedziałam się też, że bardzo kochał koty, tak bardzo, że każdemu chciał dać osobny pokój w swoim nowym domu ;) Oraz, że wyprawiał epickie domówki, no i dlaczego w ogóle nazwał się "Mercury". Podobało mi się, że na początku filmu ukazali, że Mercury pracował na lotnisku jako bagażowy. I ze "zwykłego" chłopaka, z krzywym uzębieniem i nietypową urodą stał się legendą. Film na pewno nie dotknął każdego aspektu życia piosenkarza, ale z klasą ukazał drogę jaką pokonał i różne, najważniejsze historie jakie go spotkały.

Fot. Twentieth Century Fox Film Corporation

Od początku filmu coś się dzieje, nie ma chwili, w której byśmy się nudzili. Mam czasami podczas oglądania filmu tak, że gubię wątek, bo zaczynam myśleć o czymś innym, bo scena nie jest na tyle interesująca. Tutaj nie było tak ani razu, cały film obejrzałam z wielkim zainteresowaniem i bardzo szybko zleciały te dwie godziny filmu. Podziwiam Ramiego, który wszedł w rolę legendy. To musiało być bardzo trudne i wymagające zadanie. A aktor grający gitarzystę był na prawdę bardzo podobny do tego prawdziwego.

Film "Bohemian Rhapsody" (reż. Bryan Singer) okazał się bardzo wzruszający i poruszający. Przy każdym razie, gdy muzyka dobiegała z kinowych głośników miałam ciarki. Były momenty kiedy można było się na prawdę wzruszyć. Uważam, że wszystkie stroje i atrybuty (tak jak na zdjęciu) zostały świetnie dobrane do całości filmu. Ubrania filmowego Freddiego perfekcyjnie odzwierciedlały jego sceniczny charakter, a atrybuty lata działania zespołu. Najbardziej chyba zachwycił mnie ostatni kawałek filmu - koncert Live Aid. To w jaki sposób sceneria została zaaranżowana, że wszystko pokrywało się niemalże w 100 % z oryginalnym nagraniem było niesamowite. Te kubki od Pepsi, ta publika, fotografowie, gestykulacja Freddiego.

Fot. Twentieth Century Fox Film Corporation

Oprócz wspaniałej muzyki, którą dostarcza nam ten film jest też wiele przykładów, które każdy powinien wnieść do swojego życia. Piękna przyjaźń bez względu na okoliczności, nie zwracanie uwagi w życiu towarzyskim czy ktoś jest gejem czy nie, podążanie za swoimi marzeniami i inne. To po prostu trzeba zobaczyć. Warto zapoznać się z historią Freddiego i całego zespołu Queen.

Nie dziwię się, że sale kinowe są zapełnione,a my musieliśmy kupić bilet z dwudniowym wyprzedzeniem. Ja z wielką chęcią poszłabym do kina jeszcze raz na ten film, a Wy już byliście?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Lightside , Blogger